— Takimem żeć go widział, kiedy jeszcze był młody — rzekł — ale skąd mu u licha to odmłodzenie? — I przecierał oczy, mówiąc:
— Albom ja głupi, albom pijany, albo to szatan, albo to czary.
— Ani to, ani to, ani tamto! — odpowiedział burmistrz, wstępując na wschody. — Tylkom ja się odmienił.
— Ale jakimże u licha sposobem?
— A! to tajemnica, Tadeuszu.
Namyśliwszy się nieco, szedł p. burmistrz na górę.
Jejmość właśnie, strojna i powabna, tańczyła gonionego, gdy jegomość, uśmiechając się, wszedł do izby. Muzyka grała od ucha, usłyszano przecie otwierające się ciężkie drzwi, obejrzano się nań. Starsi jęli sobie oczy przecierać i przyszli go pytać:
— Jesteś-li waszmość burmistrza Słomki syn czy krewny, że tak do niego podobny?
— Ja to sam jestem burmistrz Słomka — odpowiedział im, śmiejąc się — ja sam, tylko młodszy, niż byłem.
— Waszmość burmistrz Słomka! — zawołali — A toć — rzekł jeden — on ze mną w ławie zasiadał lat dwadzieścia, a waszmości ledwie się wąs sypie! Szalony!
— Głos jego, ale twarz i ciało młodsze — rzekli inni.
Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/114
Ta strona została skorygowana.