królewski, ożeniłbym się z panną krakowską, którą widziałem ongi u Panny Maryi, a potem jadącą kolasą do zamku.
— Dlaczegoż — mówił do siebie — nie miałoby mi się to udać, kiedy się to mistrzowi udało? Wszystko, co on zrobił, i ja zrobię łatwo. — Przypominając więc sobie zaklęcia, słowa, formuły magiczne — powtarzał Maciek w duchu:
— I ja to zrobię łatwo! zrobię pewnie!
Dziwił się tylko sam sobie, że chociaż pamiętał wszystko, nie wiele jednak rozumiał, co go wszakże mało obchodziło, był bowiem z tych ludzi, którzy słowa i formy za samą rzecz i jej istotę mają, nie patrząc reszty. Gdy tak siedząc na przyzbie rozmyśla, zatrzymał się jeździec u wrót domostwa i, przywiązawszy konia do kółka, szedł ku niemu.
Był to widocznie dworzanin jakiegoś pana, suknie jego były barwiane widocznie, za nim jechało tylko pacholę. Ubranie okazywało, że odbył kawał drogi, okryty był kurzawą, parę pistoletów miał u pasa, lekką szablę u boku, głowę okrytą mycką z wyszarzanem piórkiem, u butów ogromne żelazne ostrogi.
— Bóg z wami — rzekł do Maćka — mówiono mi w mieście, że to gospoda sławnego mistrza Twardowskiego z Krakowa.
— Nie zwiedziono was, ona to jest właśnie.
Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/125
Ta strona została skorygowana.