Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

ludzka już cię ocalić nie może. Wpadłeś jak mysz w pułapkę.
— Ach! wiem o tem — zawołał — ale mnie te przeklęte tysiąc złotych skusiły, i głupia moja zarozumiałość, mistrzu.
— Zawsześ był uczciwym chłopcem i dobrym sługą — dodał mistrz — po cóż ci było wdawać się w to, czego nie rozumiesz i rozumieć nie możesz?
— Nie wymawiaj mi już, panie — odpowiedział z płaczem — pójdę na śmierć, ale srożej od blizkiej śmierci gryzie mnie moja niewdzięczność, żem chciał przed tobą, mój dobroczyńco, ubiedz te nędzne tysiąc złotych.
— Cóżbyś ty mi zrobił, czembyś mi zawdzięczył, gdybym cię jeszcze ocalił?
— Co? — rzekł uradowany Maciek, podnosząc się. — Mistrzu! cóż ja ci zrobić mogę? Moja dusza byłaby twoją na wieki, cały byłbym tylko dla ciebie!
— Przysiężesz mi, że będziesz służył wiernie, i że spełnisz każdy mój rozkaz, bodajby najcięższy, do litery?
— O! mistrzu, przysięgnę i dochowam przysięgę — pójdę z tobą choćby do piekieł, wszędzie, zawsze będę twoim, więcej niż sługą, niewolnikiem, psem.
— Pamiętaj, na co przysięgłeś, i chodź za