Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/143

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XVII.
Jako dyabeł zbudował szlachcicowi karczmę.

Pomimo grzecznego ukłonu, dyabeł zmartwiony wyszedł z izby i skrobał się w głowę mocno, tupał nogami, chrapał, nie wiedząc, co począć z sobą. Nie w smak mu bardzo były te żale młodości, coraz częściej opanowujące Twardowskiego. Bał się jakiego nawrócenia i rad był przyśpieszyć porwanie go, ale nie mógł wymyślić sposobu, jakimby go do Rzymu wyprawił. Co gorzej, świeżo się tak mistrz zaklął, iż do Włoch nie pojedzie! Trzeba było fortelem go jakimś zażyć.
Pomyślawszy i plan swój osnuwszy, rozpuścił szatan skrzydła i poleciał.
Leciał on dość długo, aż go uderzyła nowa karczma, na drodze pod Sandomierzem stojąca, jeszcze nie ze wszystkiemu skończona. Nie miała