Były to niby krople rosy, spadające na czoło palone gorączką.
Raz przecież, wkrótce po rozstaniu się z ową ukochaną staruszką, panna Antonina znalazła uczenicę idealną, taką, o jakiej marzyła oddawna, o możliwości znalezienia wątpić zaczynając. Dziewczynka bardzo pojętna, żywa, czuła, nietylko uczyła się wybornie gramatyki, jeografii, historyi i arytmetyki, ale też niezmierne okazywała zamiłowanie do tego, co panna Antonina zwykła była nazywać »filofozią nauczania«. Długich i gorących rozpraw jej o braterstwie ludzkiem, miłosierdziu, pracy, nauce i t. d., nietylko z wielką uwagą i prawie z chciwością słuchała, nietylko bystro i szybko podstawowy sens ich sobie przyswajała, lecz jeszcze zapalając dziecięcą wyobraźnię swą u ognia gorejącego w piersi nauczycielki, z żarliwością wielką we wszystkich okolicznościach dziecięcego życia swego stosować je usiłowała.
Tak naprzykład, spotkawszy raz na przechadzce ubogie, żebracze dziecko, zdjęła wykwintne, małe obuwie swe i ubogiemu dziecku je oddała. Służącym zabroniła nazywać się »panienką« i co chwila w twarz je całować chciała. Nad książkami przesiadywała do późnej nocnej godziny, co niekoniecznie dobrze oddziaływało
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/034
Ta strona została uwierzytelniona.