co w podróży tej zostawiła, — co z niej przywiozła?
Dzień był zimowy, trochę mroźny i bardzo wietrzny. Z powietrza, z dachów, z ziemi, gwałtowny wicher porywał śnieg twardy i ostry; z szmerem, krzykiem, jękami, miotał po ulicach miasta fale białego pyłu. Wszystko na świecie było białe i mętne. Na gzemsach domów i suchych gałęziach drzew krakały wrony, środkiem ulicy od czasu do czasu, z głuchym klekotem dzwonków przelatywały doróżki, chodniki były prawie puste. Sklepy pozamykano szczelnie przed wiatrem i śniegiem; bramy domów zamknięte także i okna domów ze zbielałemi szybami milczały.
Wpółogłuszona przez krzyki i szumy wichru, wpółoślepiona miotającym się w twarz i oczy śniegiem, zdala już jednak dostrzegłam sunącą przede mną i fale śniegowego pyłu przerzynającą, czarną, długą linią. Po chwili rozpoznałam, że była to postać ludzka i kobieca. W obcisłem futerku i do kostek podniesionej sukni, z rękoma wsuniętemi w rękawy szubki, cienka, wysoka i wyprostowana kobieta szła prędko i równo, na wicher i wirującą w powietrzu śnieżycę zupełnie jakby nieczuła. Z tyłu głowy jej, wiatr kręcił szalenie końcami czarnej jej woalki ona
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/044
Ta strona została uwierzytelniona.