Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

lesny i groźny. Znajomym mówiła wprost i w oczy, co o nich myśli. Matkom uczenic swoich, zanadto dbającym o dokładne podobieństwo swych córek do żurnalów mód, prawiła:
— Wstydź się pani, wstydź się! Czy chcesz pani córki swoje na pasorzyty wykierować i przyczynić się do zgubienia w zarodku emancypacyi kobiet? Winszuję ale nie zazdroszczę... Mieć na sumieniu tamowanie postępu ludzkości, piękna rzecz!
Kiedy sprzeczano się z nią o »emancypacyą kobiet« unosiła się i pomiędzy wielu innemi przytaczała niezmiennie i ten także argument:
— Dwanaście córek i dwanaście katedr i nikt mi tego z głowy nie wybije!
Nikt jej też z głowy wybić nie mógł, że wszyscy uczniowie szkół miejscowych bez różnicy płci, byli najpiękniejszą ozdobą i nadzieją ludzkości, jak też przedmiotem budzącym w dobrze uorganizowanem sercu tkliwe uczucia. Na widok gromadki drobnych, istot tych, rojem ze ścian szkoły na ulicę wybiegających, wzrok jej rozpromieniał się, twarz cała nabierała wyrazu niewymownej słodyczy i czułości. Wśród drobnej ludności tej posiadała widać sporą ilość znajomych, bo niektóre z dzieci witały ją uśmiechem i ski-