nad szkatułką swoją schylona, w wychudłych palcach trzymała okruchy dębowego liścia albo pasmo siwych włosów, albo spłowiałą, mętną fotografią, albo jeszcze jeden z uścielających dno szkatułki zeszytów i wlepiając w nie oczy, poruszała zwolna spieczonemi wargami, jakby wiodąc z niemi tajemnicze, czułe niekiedy, a niekiedy gorzkie i gniewne rozmowy.
Raz, po długiem wpatrywaniu się w jeden z zeszytów, żywym ruchem podniosła głowę i podawnemu pięść zaciskając, zawołała:
— Żeby mi kto powiedział, poco ja tę strategią i filozofią niemiecką studyowałam! Siwieć zaczęłam... prawdę powiadam, pani moja, że nad tą strategią i nad tą filozofią siwieć zaczęłam.
Mimowoli uśmiechnęłam się. Spostrzegła to, gniewnie wstrząsnęła głową.
— Śmiejesz się pani, — sarknęła — przepraszam, ale wcale niema z czego. Kiedy kto gwiazdę wiedzy ukocha i dążyć do niej pragnie, a drogi prostej nie zna, omackiem idzie... ludzi to śmieszy, zapewne; ale tym, co sobie łby o ścianę rozbijają, wcale nie wesoło... Oho! gdybym się ja drugi raz na świat urodziła, albo gdybym córki miała...
Innego dnia, po całej godzinie rozpatrywa-
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/063
Ta strona została uwierzytelniona.