dla kobiety zarówno jak dla dziecka, jeszcze szczęśliwszych. Bawiły się z sobą wybornie. W letnich miesiącach, po ładnym ogrodzie, willę otaczającym, od rana do wieczora prawie fruwała dziewczynka do barwnego kolibra podobna. Drobne, wykwintnie obute jej stópki obiegały po żwirowanych ścieżkach klomby napełnione kwiatami; złotemi włosy okryta i ukwiecona jej główka przesuwała się nad niskiemi grupami zieleni, jak napowietrzne, anielskie zjawisko. Szczebiot i śmiech dziecięcy rozbrzmiewał daleko, aż za żelazne sztachety, przedzielające ogród willi od zamiejskiej ulicy. Pani Ewelina, na obszernym i ozdobnym ganku siedząc, godzinami całemi zapominała o książce trzymanej w ręku, ścigała wzrokiem malutką, lekką, strojną istotę, uchem łowiła każdy dźwięk szczebiotu jej i śmiechu, a czasem zbiegłszy ze wschodów ganku, zaczynała gonić ją po ścieżkach ogrodu. Wtedy śród tej dziecinnej zabawy, której całem sercem oddawać się zdawała, można było spostrzec najlepiej, ile sił i życia było jeszcze w tej już jednak niemłodej kobiecie. Policzki jej rumieniły się, czarne oczy płonęły, kibić nabierała zwinności i giętkości dziewczęcej. Gonitwa kończyła się zwykle rzuceniem się Helki na szyję pani Eweliny, wzajemnemi pieszczotami i długiem
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.