I rzuciwszy rączką całusa Janowej, pobiegła w podskokach, nucąc donośnie:
— Pójdę do pani... do mojej drogiej... do mojej złotej... do mojej najmilszej...
— Jak ona kocha swoję dobrodziejkę! — zwróciła się do Czernickiej Janowa.
Wieczoru tego, p. Ewelina opłynięta zwojami białego peniuaru, siedziała przed gotowalnią smutna i tęskna. Helka w rzeźbionem łóżeczku swem, wpół zakopana w puchach, batystach i haftach, głęboko już usypiała; na gotowalni dwie świece dopalały się w wysokich lichtarzach; za fotelem p. Eweliny stała Czernicka, rozczesując i do nocnego spoczynku układając krucze jeszcze i długie włosy swej pani. Po chwili milczenia p. Ewelina ozwała się:
— Wiesz, moja Czernisiu, mam kłopot...
— Jakiż? z czem? — tonem pełnym czułej troskliwości zapytała panna służąca.
Po krótkiej chwili wahania, p. Ewelina słabym głosem odpowiedziała:
— Z Helą!
Dość długo potem, milczały obie. Czernicka zwolna, lekko wodziła szczotką po kruczych, jedwabistych włosach. Twarz jej odbijająca się w zwierciedle gotowalni, okrytą była wyrazem zamyślenia. Po chwili ozwała się:
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.