Pani Ewelina, która z właściwą sobie czułością i dobrocią, rozczulać się już zaczynała pokorną a pełną wdzięku postawą dziecka i już już w objęcia swe pochwycić je miała, na dźwięk wymówionego nazwiska drgnęła, wyprostowała się i śpiesznie podążyła na spotkanie wchodzącego do salonu pięknego Włocha i słynnego artysty. Gdy witała go, uśmiechy i rumieńce, które twarz jej oblały, uczyniły ją podobną do świetnie rozkwitłej róży.
Wizyta trwała długo, bo aż do późnego wieczora. Gospodyni domu i gość rozmawiali po włosku, z ożywieniem wielkiem, z widocznem i zobopólnem pragnieniem wzajemnego uprzyjemniania sobie czasu. Niebawem przyniesiono wiolonczelę, p. Ewelina siedząc przy fortepianie akompaniowała grze słynnego wiolonczelisty. W jednym z przestanków, zaczęli rozmawiać z sobą ciszej niż wprzódy — być może nawet, iż mieli sobie coś poufnego i tajemnego do powiedzenia, bo głowy ich kłoniły się jedna ku drugiej a Włoch sięgał po białą rękę kobiecą niedbale na klawiszach spoczywającą, lecz, w tejże chwili, pani Ewelina usunęła się i usunęła rękę, brwi jej ściągnęły się w sposób wyrażający przykre wrażenie, ze zniecierpliwieniem przygryzła wargę i głośno o muzyce mówić
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.