zaczęła. Przyczyną tego gwałtownego wzburzenia duszy i fizyognomii było spotkanie się oczu jej z parą utkwionych w niej, szafirowych jak niebo włoskie i jak to niebo ognistych oczu dziecinnych. Hela, skurczona i cicha jak ptak zraniony, siedziała wpobliżu na niskim podnóżku i z cienia spadającego na nią od fortepianu wpatrywała się w opiekunkę swą jak w tęczę. We wzroku tym, upornie w jeden punkt skierowanym, była żałość i trwoga i prośba... I przez następnych dni parę, p. Ewelina i gość jej, nie mogli powiedzieć sobie nic poufnego i tajemniczego; rozmowa ich toczyć się musiała po ubitych i odkrytych gościńcach, bo Hela, ani na chwilę prawie nie opuszczając salonu, rozumiała wybornie i sama nawet nieźle mówiła po włosku.
Po paru dniach, pani Ewelina oczekując miłego gościa swego, siedziała na kanapce, z czołem na dłoni wspartem, pogrążona w tęsknej i zarazem rozkosznej zadumie. O czem myślała? O tem zapewne, że Bóg, w nieprzebranej dobroci swej, zesłał na mroczną i chłodną drogę jej życia, ciepły i jasny promień słońca. Promieniem tym stał się dla niej gienialny i śliczny ten człowiek, wypadkiem na szerokim świecie spotkany, a teraz za drogiego przyjaciela duszy
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.