garderobianemi i lokajami, każdego ranka wkłada jej na nogi pończochy i trzewiki a każdego wieczora urządza z kołdry jej gustowne draperye... Trzydzieści lat ma dopiero a wygląda na starą kobietę... Wychudła, zczerniała i na oczy zapadać zaczyna... Starość jej prędko przyjdzie i pamiętać o tem musi... o! musi ona pamiętać o swojej starości, bo gdyby sama o niej nie pamiętała, to dziś czy jutro, kiedy dobra pani kogoś innego zechce na miejsce jej w garderobie posadzić, wrócićby musiała chyba do szlacheckiej okolicy swojej na łaskę braci, na pośmiewisko ludzkie, na... nędzę! Ot... początek bajki!
Na stole leżało już wykończonych kokard kilkanaście. Czernicka wzięła długi, szeleszczący kawał czarnej mory i układać go zaczęła w malownicze fałdy i zwoje. Palce jej drżały mocniej niż wprzódy a żółte powieki mrógały prędko, prędko, dlatego może, aby zdusić łzy, które drżały na rzęsach. Spojrzała na Helę i zaśmiała się głośno.
— Ależ! — zawołała — wytrzeszczyłaś oczy tak, jakbyś mię niemi poźrzeć chciała. I psisko to także wlepia we mnie swoje ślepie, niby bajkę rozumie. Bo to bajka jest... Chcesz słuchać dalej?
— Co było potem? — szepnęło dziecko.
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.