krzesła i rozpoczęła mozolne strzępienie igłą końców szerokiej morowej szarfy. Pod ciosami igły, materya wydawała ostre chrzęsty, zegar nad kufrem wybijał godzinę pierwszą, z salonu przypłynęły znowu, milczące wprzódy przez dobry kwadrans a teraz jak gdyby w namiętny uścisk rzucające się, tony wiolonczeli i fortepianu.
— Co potem? Co było potem? — zaszemrał niecierpliwy i zarazem trwożny szept dziecięcy.
Elf nie był ciekawy końca bajki. Usnął w objęciu Helki.
— Potem... nie pamiętam już dlaczego i jakim sposobem, papuga zrobiła się bardzo nudną... i poszła do garderoby. W garderobie posmutniała, przestała jeść, zachorowała i zdechła. Ale pani nie żałowała jej wcale, bo miała ślicznego pieska...
— Wiem! już wiem! nagle zawołała Helka.
— Co wiesz?
— Koniec bajki.
— No to powiedz.
— I piesek poszedł do garderoby...
— A potem?
— Potem, była dziewczynka...
— I cóż?
— Pani dziewczynkę kochała...
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.