lusterko w srebrnych ramkach. Dzieci porwały je, lecz łupem tym jeszcze niezadowolone, ściągnęły z tapczana kuferek z angielskiej skóry i usiadłszy dokoła niego na ziemi, po raz setny zapewne przeglądać poczęły zawierające się w nim grzebienie, szczotki, szczoteczki, puste flakony od perfum i pudełka do mydeł.
Janowa tymczasem, nie zważając wcale na krzyki i śmiechy dzieci, a może nawet i w dobry humor przez nie wprawiona, rozmawiała z mężem o dzisiejszej robocie jego, o przykrościach, które wyrządzała jej sąsiadka, o Wicku, który dziś zalenił się i późno do szkoły poszedł. Potem, niosąc ku stołowi wielką, dymiącą się misę zawołała dzieci na wieczerzę.
Wezwania tego nie trzeba im było po dwa razy powtarzać. Wicek i Marylka jednym skokiem byli już na ławie, obok ojca, któremu po jednym ramieniu na szyję zarzucili. Kaśka przyskakała do stołu uczepiona do spodnicy matki, krającej w drodze chleb razowy z wielkiego bochna. Janowa obejrzała się.
— Hela! — zawołała — a tyż? dlaczego nie idziesz jeść?
Zsunęła się z tapczanika i kiedy szła ku rodzinnemu stołowi, drobna postać jej, oświetlona w pełni, w sposób szczególny, jaskrawy, odbiła
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.