koloru Bismark. Były one dziwnie grube w dłoniach, o węzłowatych palcach, wiecznie poznaczone czarnemi i czerwonemi bliznami, świadczącemi o częstem ich stykaniu się z ogniem i kipiątkiem. Ręce te u piersi splótłszy i siwemi oczyma błyskając, opowiadała.
— Bywało, proszę pani, zimową porą, jak go smotrytiel po siano posyła, założy do sań parę koni, do dyszla dzwonek przywiąże... i woła na mnie: »Ewka! chodź! a żywo! razem pojedziem!« Smotrytiel czasem z sieni krzyczy: »Roman! a poco ci ten dzwonek?« »Żeby wilki w lesie nie napadli« — odpowiada. — Ale ja wiedziałam, że to wcale nie dla wilków, tylko dlatego, że ja strasznie lubiłam z dzwonkiem pocztowym jeździć. Drugiemu możeby i nie pozwolili żonki brać z sobą, ale jemu co innego. Drugiego takiego pocztyliona na żadnej stancyi (stacyi) od naszej aż do samego Wilna nie było. Najlepszą czwórkę koni jemu zawsze dawali. Kiedy gubernator albo jaki wielki jenerał przejeżdżał, nikt go nie wiózł tylko Roman. Kiedy pan jaki przyjeżdżał, to, bywało, smotrytiela prosił: »tylkoż Romana mnie dajcie!« Bo to, proszę pani, wysoki był, piękny, jak dąb mężczyzna, brunet taki, jakby jemu kto włosy i wąsy smołą posmarował, silny w ręku taki, że niech
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.