Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

się, bywało, na nim, żeby mocniej stać, bo stojąc jeździć strasznie lubił i tak, bywało, wyprostowany, słuszny, piękny, jak ten młody dąb, co choć wiatr dmie, jego ani ruszy, leci i ani drgnie... Czasem tylko na mnie spojrzy i zagada: »a co, Ewka, nie zimno tobie?« i znów na konie: »hej, hej, dzieci, hej, hej!« aż po drodze i polu rozlega się... Najpierwiej, proszę, pani, to my tak drogą pocztową trzy wiorsty przelecim... dzwonek dzwoni, kopyta końskie po śniegu czach-czach, czach-czach! Słońce, choć to zima, świeci, niebo wszędzie takie błękitne, pole z jednej strony i z drugiej strony takie białe, białe, że aż oczy mroczą się, drzewa przy drodze migają i wróble, krzycząc, zrywają się przed końmi... .
Oczy jej zaiskrzyły się i policzki zapłonęły. Z rubaszną żywością giestykulować i poruszać się zaczęła, rękoma ukazując niby te pola, drzewa i wróble, o których opowiadała, a postacią naśladując to wyprostowaną postawę Romana, to rwanie się koni, to własne ówczesne rozweselenie i rozchichotanie.
— Potem, pani moja, braliśmy się z gościńca na prawo, jak dziś pamiętam, że na prawo, i wjeżdżaliśmy w las, w którym siennica stała. Tu już nie można było tak lecieć, jak przez go-