czy co? Żałość mu prędko przechodziła, rąk nie opuszczał i zawsze miał nadzieję: »Jeszcze my, Ewko, młodzi; — mówi — byle statek i pracowitość były, wszystkiego dochrapać się można«, A ja w to i wierzyłam. Kiedy on tak mówił, widać prawda była. I sama, bywało, o własnej chacie rozgadam się. Łuczywo zapalone i w szczelinę pieca wetknięte pali się jasno niby pochodnia, przy piecu stara Kaśka siedzi, konopie kręci albo motki zwija i bób gotowany żuje; my też na ławie, za stołem, nad misą bobu siedzim, a chłopak nasz, spory już, pucaty, rumiany, w koszulinie czystej naprzeciw nas, na stołku niby siedzi, a na stole leży i z wytrzeszczonemi oczyma słucha co my gadamy. A my bób jedząc, o naszej chacie, cha, cha, cha! tej, do której jeszcze ani słominki nie było... Jakto my, proszę, pani, na własnym gruncie gospodarzyć będziem, wiele tego siać, a wiele tamtego, jak sobie dwie izby ładnie ustroim, wieprzaków trzech karmić będziem i owieczek kilka, dwie krówki, klacz ze źrebięciem... Czasem aż pokłócim się z sobą o nasze przyszłe gospodarstwo... Ja kur żądam i kaczek, a on mówi: »głupstwo te twoje kury i kaczki! Ja ich trzymać nie pozwolę, bo szkody robią!« »Otóż będę trzymać!« — mówię. — »Otóż nie będziesz!«
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.