w ciężkich jego robotach dopomagała. Wodę wiadrami, choćby zdaleka nosić, drzewa narąbać, w każdej chwili dnia i nocy, w mróz piekący, czy w deszcz ulewny, na drugi koniec miasta zbiegać, było dla niej drobnostką, pełnioną zawsze raźnie i szybko. Po słonecznym początku życia, pozostał jakby w jej duszy promień wesołości. W porach owych, w których Żużuk i ona szczęśliwymi się czuli, usta jej nie zamykały się ani na chwilę. Krzątała się około ognia i rondlów, dolewała, dosypywała, kosztowała, siekała mięso, wałkowała ciasto i z włosami zebranemi pod biały czepek, z rękawami kaftana zawiniętemi po łokcie, z policzkami od ognia rozczerwienionemi, gadała, gadała... Ktokolwiek z domowników, którakolwiek z kum i znajomych, woziwoda, Żydówka roznosząca owoce, każdy, słowem, kto zjawiał się w kuchni, był dla niej słuchaczem pożądanym. Miała-bo też opowiadać o czem i czem się chlubić. Kiedy w dwa lata po śmierci męża do miasta z dzieckiem przywędrowała, ileto ona nacierpiała się nędzy i tęsknoty serdecznej przeniosła. Ze wsi do miasta! Ani wy ludzie nie wiecie, ile w przenosinach takich utrapień jest i smutków wszelkiego rodzaju. Idzie sobie przez miasto kobiecina biedna, po śliskich albo piekących
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.