Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

u piersi, z wargą drżącą, z mrógającemi szybko powiekami patrzała na niego i ciągle, ciągle myślała o wąskim, błotnistym zaułku, pośród którego żółto świeciły szklane, muślinową firanką z wewnątrz zasłonięte drzwi.

∗                    ∗

Drzwi te i obok nich znajdujące się okno, świeciły wieczorami jak dwoje żółtych mrógających oczu. Odpowiadało im o kroków kilkadziesiąt wyżej nieco połyskujące i bledsze światełko latarki. Była to w tem miejscu latarnia jedyna. Zresztą, zaułek z dwoma rzędami rzadkich małych domków i rozdzielających je długich parkanów, zalegała gruba ciemność, w której niewyraźnie czerniały domki milczące i szczelnie zamknięte, parkanów wcale nie widać było, a u stóp latarniowego słupa połyskiwały mokre kamienie bruku i pomiędzy kamieniami stojące wody. Ku szklanym drzwiom, oświetlonym z wewnątrz żółtem światłem, prowadził stopień drewniany, wysoki i nadpróchniały. Na stopniu tym, w kłębek zwinięty, leżał w ciemności i na deszczu niewielki pies, w czarne i białe łaty. Sierść jego była mokrą i najeżoną, kurczył się i drżał z zimna. Głodnym być musiał, bo leżał