tanio, a w ten sposób oporządziwszy syna, po paru dniach przebywania jego za piecem, szła z nim na prymaryą i, jak wyrażała się, doprowadzała go do spowiedzi. To doprowadzenie do spowiedzi powtarzało się niezmiennie po każdym powrocie Michałka, z długiej, choć niedalekiej wędrówki. Łagodny wtedy i dający powodować sobą jak dziecię, chłopiec spowiadał się, klęcząc, modlił się żarliwie, bił się w piersi swoją czerwoną pięścią, potem wraz z matką wychodził z kościoła. Ona prowadziła go do swej kuchni i tam, bez świadków, przypatrywała się mu uważnie od stóp do głowy. Znowu był takim jak wprzódy. W promieniu wschodzącego słońca, albo w smudze białego światła, bijącej od śniegu w okno kuchenne, stał słuszny, zgrabny, silny, porządnie ubrany, ze swoim szczerym i świeżym uśmiechem na ustach, z prostem i światłem wejrzeniem roztropnych, ognistych oczu. Nie rzucała się mu wtedy na szyję, tylko powoli do niego podchodziła i po ramieniu jego dłoń przesuwając, a twarz ku niemu podnosząc, mówiła:
— No, synku, a teraz idź starać się o robotę.
Giest jej był pieszczotliwy i miłosny, ale postawa i brzmienie głosu miały w sobie uroczystość, która w chwilach innych zdawała się być
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.