wie nie mogą tak jakoś zrobić, żeby dla biednych i durnych ludzi inne zabawy były, jak te u Szlomy?...
Po owem spotkaniu się Michałka z Zosią Chlewińską, zaszłem na wiosnę, Romanowa długo ani myśli, ani trosk takich nie miała. Przez całe lato i część jesieni, chłopak jak wół pracował, naprawdę już, z polecenia Chlewińskiego, do wiejskiego jakiegoś dworu na robotę wyjeżdżał, grosiwa sporo w kufrze matczynym zgromadził; następnej już zimy wyzwolić się na czeladnika postanowił. Cechmistrz Chlewiński sam go do tego namawiał, w ostateczne ustatkowanie się jego uwierzywszy.
— Za rok — powiadał — na majstra cię wyzwolim, a za parę lat jeszcze, jeżeli rozum w głowie mieć będziesz... no...
Nie kończył pan majster mowy swej, tylko uśmiechał się filuternie i jedną ręką bujnego, płowego wąsa pokręcając, drugą pobrzękiwał swym srebrnym łańcuchem od zegarka. Do znajomych swoich mawiał:
— Ten Michał, to moja prawa ręka. Zdatna bestya, aż strach! Żeby tylko to... nie to... wolałbym go dla Zośki, niż jakiego kiepskiego panicza! Ale może Bóg da... że to... tego... młodość, wyszumi się!
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.