także i głośno płakała. Ale, zanim policyant do miejsca tego dobiegł, sam majster Chlewiński, przerażony, jak najczerwieńsza piwonia zaczerwieniony, tłum rozepchnął, pijaka uderzeniem pięścią w pierś na otaczających ludzi rzucił, a obu ramionami córkę ogarnąwszy, bezwiednym ruchem, jakby ją przed oczyma ludzkiemi chciał ukryć, połą baraniej szuby swej głowę i plecy jej osłonił. Tuż za nim nadbiegła otyła nieco, sapiąca, przelękniona majstrowa i jak kura skrzydłami, ramionami trzepocząc, rzuciła się także ku dziewczynie, trzęsącej się od płaczu i twarz na piersi ojcowskiej chowającej. Dwie starsze siostry, jedna malutka siostrzyczka i mały brat w gimnazyalnym mundurku otoczyli ją ścisłem gronem. Chlewiński, ze łzami w oczach, zwrócił się do gromady ludzi, która stała i gapiła się jeszcze.
— Oj wy! bydło nie ludzie! — krzyknął — czyto nikt z was obronić nie mógł dziewczyny, kiedy jej taka krzywda stawała się!
W tłumie, złożonym z rzemieślników, robotników, służących, kilka osób mruknęło:
— Ktoby tam chciał wdawać się w kłótnie z pijakiem! silny taki, że wołu ubić mógłby!
Ktoś inny tłómaczył się:
— Dziesiętnika przecież zawołałem...
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.