oparty, pochylił głowę. Lecz pognębienie to trwało krótko; zastąpił je niebawem szał gniewu, podsycany żalem, którego doświadczył. Zaczął kląć straszliwie, obrzucając majstra obelżywemi nazwami. Wykrzykiwał, że nikogo nie boi się, że sam sobie panem jest, że Chlewińskiego przez dach kościoła przerzuci, a z córką jego ożeni się, bo żyć bez niej nie może i kochankiem jej jest, a ona jego kochanką...
Krzywda, którą gadaniem takiem wyrządzał niewinnej dziewczynie i córce swego dobrodzieja, oburzyła w Romanowej uczucie sprawiedliwości. Przytem sztucznie zrazu podniecając się, stopniowo wpadała w gorączkę gniewu, wzmaganą może strasznym uczuwanym bolem.
— Ty znów to samo! — wrzasnęła i, podniosłszy ramię, w twarz syna uderzyła. Pierwszy to raz, od czasu gdy malutkiem jeszcze był dzieckiem, uderzyła go. On, tracąc do reszty przytomność, porwał się do niej z zaciśniętemi pięściami, ale w tej chwili pomiędzy nim a nią zjawił się mały i bardzo ruchliwy pośrednik. Był nim Żużuk, który jak zwykle za panem swym przyszedłszy, w kącie kuchni wyszukał kość jakąś i gryzł ją zawzięcie, lecz, ujrzawszy pana swego w niezwykłym jakimś zatargu, rzucił się ku niemu i, na Romanową szczekając,
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.