rowała się ku domostwu Chlewińskich, ale, gdy przed bramą jego stanęła, nogi jej tak zadrżały, że aż na drewnianej ławeczce, dla nocnego stróża tam umieszczonej, usiąść musiała. Posiedziała chwilę, poczem wstała i na dziedziniec weszła. W głębi dziedzińca stał niski, ale dość duży dom drewniany, który Chlewińscy wynajmowali lokatorom różnym, spory dochód z tego mając. Sami mieszkali w niewielkiej oficynie, naprzeciw której stały drwalnie i chlewki, z przyczepioną do nich drugą i także komuś wynajętą oficynką. Kilka tedy rodzin mieszkało na tym dziedzińcu, porządnym parkanem i ładnie malowaną bramą oddzielonym od ulicy miasta, nienależącej wprawdzie do głównych, ale dość ludnej i często turkoczącej kołami przejeżdżających dorożek. W bawialnym pokoju Chlewińskich, przyozdobionym kanapą, gięte krzesełka stały rzędem pod jedną ścianą, pod drugą politerowaną komodę okrywały różne tanie graciki, śród których sterczały dwie świece stearynowe w posrebrzanych lichtarzach. Muślinowe firanki wisiały u dwu niewielkich okien, zastawionych zielonemi roślinami, papierowe obicie w czerwone centki okrywało ściany, podłoga była pomalowana na czerwono i bardzo czysta. Przed kanapą, dokoła stołu, na którym kipiał
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.