ją nawet za szyję i w oba policzki ucałowywała. Zapraszano ją do stołu i częstowano herbatą, a ona, dumna i wdzięczna, zaczynała gadać, gadać i śmiać się z całego swego uszczęśliwionego serca. Teraz zaledwie kilka kroków od drzwi postąpić ośmieliła się i nikt ją do zbliżenia się nie zapraszał. Stanęła przy piecu i zcicha przemówiła:
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Wszyscy odpowiedzieli: na wieki! i zdaleka, obojętnie głowami kiwnęli. Chlewiński na kanapie rozpostarty, zachmurzył się i zapytał:
— A czego chcecie?
Zcicha, pokornym i błagalnym głosem prośbę swą wypowiedziała i choć majster z niechętnie wydętych ust wnet wyrzucił porywczą, odmowną odpowiedź, nie odchodziła. Stała jak w ziemię wryta, oczyma dokoła pokoju wodząc. Pokój ten budził w niej dziś większe niż kiedykolwiek zachwycenie. — Ot dostatek, myślała, ot spokojność święta, ot raj! A ja myślała, że i on kiedyś taki dom i taki dostatek, i takie wszystko będzie miał.
Usta jej wykrzywiły się jakby do płaczu, cicho załamała ręce i powoli, z trudnością mówić znowu zaczęła:
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.