biura, a wkrótce powozem policmajstra, w celu tym wysłanym, nadjeżdżał sędzia śledczy.
Godzina nie upłynęła, księżyc oświecał jeszcze ulice miasta, gdy skrępowanego więźnia prowadzono ku miejscowej turmie. Przy dokonywanem w biurze policyjnem badaniu zrozumiał on co uczynił, co się z nim stało, co go czekało i wytrzeźwiał całkiem. Przed wejściem w drzwi więzienne obejrzał się i długiem, żałosnem spojrzeniem ogarnął kobietę, która z chustką zsuniętą na plecy i głową odkrytą, jak grób milcząca, szła przez całe miasto za gromadą wiodących go policyantów. Popatrzał na nią, pokiwał głową i, łagodny już jak baranek, wszedł do więzienia, a ona na ciężkie i żelastwem skrzypiące drzwi, które zamknęły się za nim, rzuciła się z takim rykiem płaczu, że nawet pozostali na ulicy policyanci, litością zdjęci, długo odpychać ją od nich nie śmieli.
W kilka miesięcy potem, na mocy odnośnych artykułów prawa, za czynną obelgę wyrządzoną wysokiemu urzędnikowi w czasie pełnienia przezeń urzędowych czynności, Michałka wysłano do rot aresztanckich na lat pięć.
Jednak i po upływie tych lat pięciu nie wrócił on już do Ongrodu. Co się z nim stało?
Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.