Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

Niewiadomo. Zjadł go zapewne całkiem wilk miejski.



Romanową bardzo nieprędko potem raz jeszcze widziałam. Siedziała w kruchcie kościelnej, na ceglanej podłodze, z czerwonemi piętami, wyglądającemi ze szmat, któremi owinięte były jej nogi, z grubym kijem, u nóg leżącym, w łachmanach. Zupełnie podobną była do innych starych żebraczek, które tam zazwyczaj przesiadywały i tem tylko wyróżniała się pomiędzy niemi, że oczy jej zza opadających na nie pasem białych włosów, wyglądały jak dwie krwawiące się rany. Wypalił je ogień kuchenny i wygryzły łzy. Zresztą w kruchcie kościelnej mróz ją piekł, wilgoć dławiła, koleżanki, żebraczki pięściami w boki, a kijami w pokaleczone nogi ją uderzały...
Hej! hej! jakże daleko za nią pozostała ta droga pocztowa, po której w dnie zimowe jeździła, gdy słońce świeciło, pole było białe, niebo błękitne, dzwonek dzwonił, konie po śniegu biegły czach-czach, czach czach, a mąż, jak młody dąb na saniach stojący, zwracał się ku niej z troskliwem pytaniem: »Ewka! czy ci nie zimno?!

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.