Strona:Oscar Wilde - De profundis.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze więcej. Przez pół godziny stałem tak, w szarym deszczu listopadowym, otoczony drwiącem pospólstwem. W ciągu całego roku od chwili, kiedy mi to wyrządzono, płakałem codziennie, o tej samej godzinie i przez taki sam przeciąg czasu. Nie jest to rzeczą tak dalece tragiczną, jaką ci się może wydawać. Dla ludzi, pozostających w więzieniu, łzy są składową częścią przeżyć codziennych. Dzień w więzieniu, przebyty bez płaczu, jest dniem, w którym serce więźnia jest skamieniałe, nie zaś dniem, w którym jest ono szczęśliwe.
Otóż teraz zaczynam bardziej żałować tych, którzy się śmieli, aniżeli siebie samego. Rozumie się, że wówczas, kiedy mnie ujrzeli, nie stałem na piedestale, ale pod pręgierzem. Tylko jednak natury zupełnie pozbawione wyobraźni interesują się wyłącznie ludźmi stojącymi na piedestałach. Piedestał może być zupełną ułudą; pręgierz jest straszliwą rzeczywistością. Powinni byliby też oni lepiej zrozumieć ból. Powiedziałem już, że pod cierpieniem kryje się tylko cierpienie. Byłoby jeszcze mądrzej powiedzieć, że pod cierpieniem kryje się zawsze dusza. A szydzić z duszy w udręce jest rzeczą okropną. W dziwnie niezłożonej ekonomji świata ludzie otrzymują to tylko, co sami dają; cóż więc mogą otrzy-