Strona:Oscar Wilde - De profundis.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

jest ono w stanie zrozumieć — staje się przedewszystkiem ofiarą uczucia najokropniejszego, wywołanego współczesnym ustrojem więziennym — uczucia strachu. Strach, jakiego dziecko doznaje w więzieniu, nie ma granic.
Pamiętam, jak kiedyś w Reading, wychodząc na codzienny spacer, dostrzegłem w skąpo oświetlonej celi, położonej wprost naprzeciw mojej, małego zupełnie chłopczynę. Dwaj dozorcy — wcale zresztą nie najgorsi — mówili coś do niego dość surowym, widocznie, głosem, może nawet dawali mu dobre rady, jak się ma zachować. Jeden z nich był w celi, drugi stał przy drzwiach. Twarzyczka dziecka była żywem wcieleniem bezgranicznego przerażenia. W oczach jego migotały iskry, jak w źrenicach dręczonego zwierzątka. Nazajutrz z rana słyszałem jego płacz przy śniadaniu oraz błagalne jego prośby, aby go wypuszczono na wolność. Biedactwo wzywało nieustannie rodziców. Od czasu do czasu dochodził mnie basowy głos dozorcy, nakazującego mu, aby był cicho. A dodać należy, że chłopczyna nie był nawet jeszcze osądzony za owo drobne przewinienie, o jakie go oskarżono. Odbywał areszt prewencyjny, co zaraz można było poznać po własnem, dość czystem i porządnem ubraniu, jakie miał na sobie. Je-