Strona:Oscar Wilde - De profundis.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

szym stanie, niż poprzednio, i niebawem znów go zabrano do celi. Odtąd nic już o nim nie wiem, ale dowiedziałem się od jednego z więźniów, z którym wychodziłem razem na przechadzkę, że w ubiegłą sobotę, na rozkaz przeprowadzających rewizję sędziów i na podstawie raportu lekarza, dano mu dwadzieścia cztery nahajki. Wycia i jęki, które tak przeraziły wszystkich, były krzykami nieszczęsnej ofiary.
Człowiek ten niewątpliwie traci rozum. Lekarze więzienni nie mają najmniejszego pojęcia o formach chorób umysłowych. Są to wogóle zupełni nieucy. Patologja mózgu jest im zupełnie nieznana. Człowieka, wpadającego w obłęd, pomawiają o udawanie i nakazują karanie go. Oczywiście, wynikiem takiego leczenia jest pogorszenie się stanu pacjenta. Kiedy zapas zwykłych kar zostaje wyczerpany, doktór zawiadamia o danym wypadku sędziów, a rezultatem tego raportu są nahajki. Właściwie biją nie nahajkami, ale, tak zwanemi, rózgami. Narzędzie to jest rodzajem pręta, łatwo też można sobie wyobrazić skutek podobnej operacji, dokonanej na osobniku nawpół obłąkanym.
Więzienny numer tego nieszczęśliwego jest A. 2.11; — był nim przynajmniej. Udało