Strona:Oscar Wilde - De profundis.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.



[1] ...Cierpienie jest jedną bardzo długą chwilą. Nie możemy dzielić go na okresy. Możemy jedynie zapamiętać rozmaite jego fazy i notować chroniczne ich nawroty. Dla nas czas nawet nie bieży naprzód. Stoi w miejscu. Zdaje się krążyć nieustannie dokoła tego samego wciąż ośrodka bólu. Ubezwładniająca ta nieruchomość życia, którego każdy moment ustanowiony jest podług niezmiennie stałego wzoru, tak, że jemy i pijemy, kładziemy się spać i modlimy się, a przynajmniej klękamy do modlitwy, podług niezłomnych przepisów żelaznej formułki; — ten bezruch, sprawiający, że każdy przeraźliwy dzień bliźniaczo, w najdrobniejszych szczegółach, podobny jest do wszystkich innych dni, — zdaje się udzielać tym nawet siłom zewnętrznym, których istotą jest nieustanna zmiana. O porze zasiewu i żniwach, o żeńcach, pochylonych nad dojrzałem zbożem i o tych, co obrywają kiście gron winnych, a potem wyci-

  1. ....Chcą postawić mnie w jednym szeregu z Gilles de Retz’em i markizem de Sade. Niech i tak będzie! Nie będę wytaczał skarg o to.
    Jedną z wielu nauk, jakie zdobywa się w więzieniu, jest przeświadczenie, że wszystko na świecie jest takiem, jakiem jest i że takiem pozostanie po wsze wieki.
    Nie wątpię też bynajmniej, że średniowieczny rozpustnik i autor „Justyny“ — lepszymi są bądź co bądź towarzyszami, aniżeli Sandford i Marton, bohaterowie naszej literatury dziecięcej....
    ....Wszystko to odbyło się w pierwszej połowie listopada, przed dwoma laty. Wartki prąd życia uniósł nas z sobą, pozostawiając chwilę ową daleko po za nami. Ludzie, będący na wolności, zaledwie mogą ogarnąć okiem taki okres czasu, — a może i wcale nie mogą, — ja, natomiast, takiego doznaję wrażenia, jak gdyby stało się to dzisiaj, nie powiem nawet — wczoraj.