Strona:Oscar Wilde - Duch w zamku.pdf/13

Ta strona została przepisana.

nim dojechali do zamku, spadły pierwsze grube kropie deszczu.
Na stopniach zamku powitała ich stara kobieta, starannie ubrana w czarną, jedwabną suknię, biały fartuch i biały czepek. Była to pani Umney, dawna gospodyni, którą pani Otisowa, na gorące prośby lady Kenterwil, zgodziła się zatrzymać na tychczasowem stanowisku. Przywitała ona każdego z członków rodziny niskim ukłonem i staroświecką formułką: „Witam w Kenterwilu“. Idąc za nią, minęli piękny przedsionek w stylu Tudorów i weszli do bibljoteki niskiego, długiego pokoju, o ścianach, wyłożonych buazerją dębową oraz o jednem wielkiem kolorowem oknie w głębi. Oczekiwał na nich tutaj stół zastawiony przyborami do herbaty, zdjąwszy więc okrycia, zasiedli i zaczęli rozglądać się dokoła, podczas gdy pani Umney krzątała się przy na lewaniu filiżanek.
Nagle wzrok pani Otisowej padł na ciemno-czerwoną plamę na podłodze, tuż przy kominku. Nie mając pojęcia, skąd się ona tutaj wziąć mogła, zwróciła się z zapytaniem do pani Umney:
— Musiało się tutaj coś rozlać, prawda?
— Tak, proszę pani — odparła staruszka przyciszonem głosem — przelana tutaj była krew.
— Jakież to okropne! — zawołała pani Otisowa — krew w pokoju mieszkalnym! Trzeba zmyć ją natychmiast.
Stara kobieta uśmiechnęła się i odpowiedziała tym samym przyciszonym, tajemniczym głosem: