Strona:Oscar Wilde - Duch z Kenterwilu.pdf/68

Ta strona została skorygowana.
62

rzekł Hugon z wyrzutem — i nie robić ze mnie błazna.
— Mój drogi — bronił się Trevor — nie mogło mi wpaść na myśl, że rozdajesz jałmużny w taki nieopatrzny sposób. Zrozumiałbym prędzej, że przyjdzie ci ochota pocałować ładną, młodą modelkę, ale dawać suwerena staremu, brzydkiemu dziadowi — nie, to paradne! — Zresztą, faktem jest, że nie kazałem nikogo przyjmować, a kiedy przyszedłeś, nie wiedziałem, czy Hausberg życzy sobie, aby wyjawić jego nazwisko. Nie był w odpowiednim stroju, jak ci wiadomo.
Za jakiego osła musi mnie mieć! — zawołał Hugon.
— Wcale nie. Był w doskonałym humorze po twojem odejściu; uśmiechał się wciąż do samego siebie i pocierał z zadowoleniem stare, pomarszczone ręce. Nie rozumiałem, dlaczego tak ciekawie wypytuje się o ciebe; teraz rozumiem wszystko. Pewnie zachowa tego suwerena na twój rachunek, będzie ci wypłacał procent co pół roku, i będzie miał świetną historyjkę do opowiadania po obiedzie.
— Stanowczo, nieuleczalny ze mnie głupiec — jęknął Hugon. — No, niema co, trzeba iść spać. Proszę cię tylko, Allanie, nie opowiadaj nikomu o moim blamażu. Nie śmiałbym spojrzeć ludziom w oczy.
— Głupi jesteś! Wszakże-ż to najlepsze świadectwo twoich uczuć filantropijnych. Nie uciekaj.