— I ja jestem tego zdania — rzekł Erskine — ale nie zawsze tak myślałem. Wierzyłem kiedyś — zdawało mi się przynajmniej, że wierzyłem w Cyryla Grahama i jego teorję.
— Jakaż to była teorja? — zapytałem, wpatrując się w cudowny portret, który zaczął już dziwny wywierać na mnie urok.
— Długa to historja — rzekł Erskine, odsuwając portret nieco szorstko, jak mi się wówczas zdawało — bardzo długa historja; jeśli jednak chciałby pan jej wysłuchać, chętnie opowiem.
— Lubię teorje, dotyczące sonetów — zawołałem — nie sądzę jednak, aby można mnie było nawrócić na nową jakąś ideę. Cała sprawa przestała już zupełnie być tajemnicą. Dziwię się doprawdy, że mogła nią być kiedykolwiek.
— Ponieważ sam nie wierzę w tę teorje, trudno przypuścić, abym mógł pana nawrócić na nią — rzekł Erskine ze śmiechem; — może ona jednak zainteresować pana.
— Ależ, rozumie się, opowiedz mi ją pan, proszę — odparłem. — Jeśli jest choć w połowie tak piękna jak portret, będę niezmiernie zadowolony.
— Dobrze zatem — zgodził się Erskine, zapalając papierosa. — Muszę zacząć od zakomunikowania panu bliższych szczegółów o Cyrylu Grahamie. Mieszkaliśmy obaj w jednym i tym samym domu w Eton. Ja byłem o rok czy dwa starszy od niego, mimo to jednak byliśmy najserdeczniejszymi przyjaciółmi, razem uczyliśmy się i razem oddawa-
Strona:Oscar Wilde - Duch z Kenterwilu.pdf/77
Ta strona została skorygowana.
71