mentatorów, jak np., że imię pana W. H. jest błędem zecerskim i powinno być pan W. S. — co znaczy — William Szekspir; że pan W. H. jest panem Williamem Hathawayem, że kropka powinna być postawiona po wyrazie „pragnie“, co uczyniłoby z pana W. H. autora, a nie przedmiot dedykacji — załatwił się Cyryl bardzo krótko; nie chcę nawet cytować jego dowodzeń w tym kierunku, jakkolwiek pamiętam, że wybuchałem głośnym śmiechem, słuchając czytania przez niego ustępów — na szczęście nie w oryginale — z dzieła jakiegoś niemieckiego komentatora, imieniem Barnstorff, który dowodził, jakoby pan W. H. był ni mniej ni więcej, tylko, „Mr. William Himself“ — samym panem Williamem“.
Ani na chwilę też nie chciał przypuścić, aby sonety miały być jedynie satyrami na dzieło Draytona i Daviesa z Herefordu. Dla niego — zarówno jak dla mnie — były to poematy poważnego i tragicznego znaczenia, tryskające z goryczy Szekspirowskiego serca i osłodzone miodem jego ust. Tembardziej wzdragał się Cyryl uznać, aby miały one być filozoficzną jedynie alegorją i aby Szekspir zwracał się w nich do własnego idealnego ja, do ideału męskości, do ducha piękna, rozumu, czy boskiego logos, czy wreszcie do katolickiego kościoła.
Czuł on, jak oczywiście wszyscy czuć musimy, że Szekspir zwraca się w sonetach do żyjącego osobnika — do określonego młodzieńca, którego istota
Strona:Oscar Wilde - Duch z Kenterwilu.pdf/84
Ta strona została skorygowana.
78