Na wysokim cokóle, górując nad miastem, wznosił się pomnik szczęśliwego księcia. Cały był pokryty delikatnymi listeczkami, oczy miał z dwóch błyszczących szafirów, a na pochwie jego miecza świecił olbrzymi rubin.
Ogromnie go też podziwiano — ogromnie.
— Jest tak piękny, jak kurek na dachu — zauważył jeden z radców miejskich, usiłujący przez okazywanie artystycznych skłonności zdobyć sobie dobre imię. — Tylko mniej użyteczny od kurka — dodał, obawiając się, by go nie posądzono o brak zmysłu praktycznego... co wcale nie byłoby zgodne z prawdą.
— Czemu nie jesteś takim, jak szczęśliwy książę? — pytała czuła matka swego synka, który płakał, by mu zdjęto księżyc z nieba. — Szczęśliwy książę nigdy o nic nie płacze.
— Jestem kontent, że przynajmniej jeden człowiek na świecie jest całkiem szczęśliwy — mruknął zawiedziony w swych nadziejach przechodzień, rzucając okiem na pomnik.
— Wygląda jak anioł — mówiły chłopczyki-sieroty, wychodząc z katedry w purpurowych płaszczykach i śnieżno-białych kryzach.
Strona:Oscar Wilde - Prawdziwy przyjaciel (opowiadania).pdf/31
Ta strona została przepisana.