Strona:Oscar Wilde - Zbrodnia lorda Artura Savile.pdf/37

Ta strona została przepisana.
II.

WW dziesięć minut później lord Artur Savile o twarzy białej z przerażenia, o wejrzeniu oszalałym z troski, pośpiesznie opuszczał Bentinck House.
Przebył ciżbę lokajów odzianych w futra, skupionych koło podjazdu.
Zdawał się nie widzieć i nie słyszeć nic, co się naokół niego działo.
Noc była bardzo zimna, a płomienie gazowe wokół parku rozbłyskały chwiejnie, smagane biczem wiatru, lecz ręce lorda były gorączkowo rozżarzone, a skronie pałały ogniem.
Włóczył się tam i sam pijanym krokiem. Jakiś policjant spojrzał nań bacznie, a żebrak, wysunąwszy się doń z pod bramy po jałmużnę, cofnął się wylękły, ujrzawszy niedolę bliźniego przerastającą jego własną. W pewnej chwili lord Artur przystanął pod latarnią spoglądając na swe ręce. Zdało mu się, iż dostrzega na nich krwawe