Strona:Oscar Wilde - Zbrodnia lorda Artura Savile.pdf/90

Ta strona została przepisana.

Poprzez płową zasłonę obłoków jak lwie oko z za grzywy ukazał się księżyc, a niezliczone gwiazdy rozwidniały przepaść nieba na podobieństwo złotego pyłu rozsianego w purpurowej kopule.
Od czasu do czasu widać było na rzece jakiś statek.
To znów pociągi gwiżdżąc przewlekle przebywały most, a zielone sygnały kolejowe zamieniały się za każdym razem czerwonemi.
Wreszcie zapadła północ, oznajmiona ciężkim zgrzytem małej wieży Westminsterskiej, a za każdym uderzeniem dzwonu noc zdawała się wzdrygać.
Teraz światła kolejowe przygasły. Tylko jedna samotna lampa płonęła dalej jak wielki rubin na gigantycznym maszcie, a hałas miasta przycichał.
O drugiej po północy lord podniósł się i powlókł dalej wybrzeżem.
Jakże nierealnym zdało mu się wszystko, jakże podobnym do dziwnego snu.