Strona:Oscar Wilde - Zbrodnia lorda Artura Savile.pdf/91

Ta strona została przepisana.

Po drugiej stronie rzeki domy zdawały się wchłaniać mrok. Rzekłbyś — srebro i cień odnowa ukształtowały świat.
Wielka katedra świętego Pawła przybierała w ciemnej atmosferze kształty bani.
Zbliżając się do obelisku Kleopatry, lord Artur dostrzegł jakiegoś człowieka wychylonego przez parapet. Znalazszy się bliżej, ujrzał w pełnym świetle latarni, padającym na twarz postaci — osobę znajomą.
Był to Mr. Podgers.
Niepodobna było zapomnieć tej tłustej rozlazłej twarzy, złotych okularów, lekkiego chorobliwego półuśmiechu, zmysłowych ust chiromanty.
Lord Artur przystanął.
Olśniła go nagle błyskawicą pewna myśl. Cichaczem przysunął się do Mr. Podgers’a. W jednej chwili porwał go za nogi i rzucił do Tamizy.
Jedna ordynarna klątwa, plusk — i oto wszystko.
Lord niespokojnie rzucił wzrokiem na po-