ileż ona wietrznych budowała zamków!... Anim wiedział, kiedym przebiegł trzech milową przestrzeń. Jakieś miasteczko! stańmy. Rynek bardzo rozległy — ale też innych ulic trudno ujrzeć; za szeregami domów ograniczających rynek, wszędzie czyste wyziera pole; a jeszcze i te szeregi nie przedstawiają ściśle zwartej połaci. Na środku rynku dość znaczny i nawet wspaniały kościół. To Kiernozia. W tak zwanym zajeździe wdałem się w gawędę z rezolutnym jakimś mieszczaninem i wynurzyłem mu zdziwienie moje nad tak nędznym stanem mieściny. Z żalem spojrzał na mnie obrońca Kiernozi.
— Nie tak to, panie, i zawsze bywało, rzecze, nie takie to zawsze i dla Kiernozi bywały czasy.
— A kiedyż one były? — zapytałem z uśmiechem.
— Ha, kiedy? toć nie za mojej i nie za dziada mego pamięci — ale że były, to były — nie zawsze panie takie drewniane bywały tylko w Kiernozi domki — tu do koła, i tam za domami same stały kamienice, a jeśliś pan niedowiarek, to zapytaj przysłowia co szeroko po całej chodziło koronie: W Kiernozi przed każdym domem kościół murowany.
— A dawnyż to ten wasz kościół?
— A któż go panie zapamięta, toć i pan Burmistrz o tem nic nie powie — ale nasz kościół to nie lada:
Strona:Oskar Flatt - Wspomnienia z wycieczki grudniowej w Mazowsze.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.