Strona:Oskar Flatt - Wspomnienia z wycieczki grudniowej w Mazowsze.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

i wyniosłych jego brzegach, z każdego wątka miłe snując wspomnienia.
Ale oto już grzmi trąbka pocztowa i wzywa do podróży: jeszcze jedno pożegnania spojrzenie i jedziemy. Trzech miałem towarzyszów podróży, o znudzeniu ani pomyśleć. Jeden był urzędnikiem z Warszawy, drugi obywatelem z Augustowskiego, trzeci młody agronom z Marymontu. Niebawem bryczka nasza zamieniła się w uczelnię: na katedrze zasiadł Warszawianin i ze spokojnem uznaniem swojej wyższości błysnął przed oczy nam, a mianowicie też młodemu agronomowi, całą pełnią swoich poznań, swoich wiadomości. Kreślił nam obrazy Szwajcaryi polskiej, która, jak spostrzegłem, także mu tylko z opisu była znana. Rzucił się potem do anatomicznej, w końcu do psychologicznej kwestyi. Ja w głębokiem utonąłem milczeniu, raz, że myśl moja ubiegła w niedawną przeszłość, a potem, nie śmiałem pomyśleć o wynurzeniu skromnego zdania, tam, gdzie jak z trójnoga Pityjskiej wyroczni, niecofnione już ogłaszano wyroki. Gdy umilkł głos profesorski, rozpoczął rzecz drugi towarzysz, obywatel z Augustowskiego: był to praktyczny gospodarz, gardzący nowoczesną teoryą, i śmiejący się z zwolenników Thaera. Dawał przykład ze siebie: przed jakiemi 20 laty zaczął gospodarzyć z niczego, z pożyczoną summą 7,000 złp. Dziś bez żadnych postronnych speku-