Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/100

Ta strona została przepisana.

List ten p. Turska przeczytała uważnie, obejrzawszy na wszystkie strony, złożyła akuratnie i wsunęła napowrót do koperty. Była pierwsza po południu — obiad jadano zwykle o drugiej. Dano dziś zupę rakową, zrazy z kaszą, szparagi i kalafiory; te ostatnie były wielką nowalią w tej porze; przyrządzone w sekrecie, miały stanowić niespodziankę dla męża i średniego syna Julka; obaj lubili bardzo wszelkie delikatne jarzyny, jakoteż wogóle dobrze przyrządzone obiady. Za-to najmłodszy „syn zachowywał się dość obojętnie względem jadła, gdyż był idjotą, melancholikiem raczej, jak go przez grzeczność nazywali znajomi i sąsiedzi. Ten nawet nie zawsze do stołu przychodził: nogi miał słabe, idąc, trząsł się, jak sparaliżowany, obiad i herbatę noszono mu do jego pokoju, pomimo że matka nie lubiła, żeby naczynia i jadło roznosić po całem mieszkaniu. Turscy mieli starą dwupiętrową kamienicę z oficyną, murowaną stajnię i kawałek ogrodu; mówiono, że i trochę grosza uzbierali już sobie. Mogli tedy jadać smacznie, tem więcej, że to stanowiło jedyną ich rozkosz. Na schodach, prowadzących do ich kuchni, czuć było zawsze zapach wybornej kawy; ludziska, przechodząc, zwalniali kroku, mimowoli oglądali się na drzwi — każdy odchodził z przekonaniem, że tu panuje dostatek. Front mieszkania zdradzał natomiast poetyczne usposobienie gospodarzy. Na dole w podwórzu, naprzeciw bramy, były cztery okna, otoczone gęsto szerokimi liśćmi dzikiego wina; z rana, jak tylko słońce wyjrzy z poza kominów, otwierano okna jedne za drugiem. W pierwszem widać było klatkę z kanarkiem, zawieszoną wśród najgęstszych liści; ptaki szczebiotały jak opętane. Wszystkie muchy obecne w kamienicy zlatywały się do tego okna, szukając ochłody i pożywienia, gdyż w każdej porze dnia stała tu filiżanka z kawą lub herbatą, a przy niej kilka drobnych kawałeczków cukru. W wysokim fotelu, obitym czarną skórą, siadywała otyła jejmość, rumiana, z małemi, bardzo żywemi oczkami, bez czepki na