Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/113

Ta strona została przepisana.

Nie lubiła myśleć, że on wkrótce umrze, na same wspomnienie o tem łzy miała w oczach. Przedstawiała sobie, jak to znajome sąsiadki, lokatorki będą mówiły:
— Biedna Turska, straciła męża! albo biedna pani Turska owdowiała!
Nie, nie należało dręczyć siebie zawczasu tak smutnemi myślami! Wiedziała, że w testamencie mąż naznaczył jej dożywotnią pensyę i mieszkanie w starym domu, wiedziała, że i z kapitału coś dostanie. Przyszłość zabezpieczona. To też list dzisiejszy pod względem finansowym wcale jej nie zmartwił — przyznawała, że należało ratować Władka, chociaż jednocześnie żałowała pieniędzy dla łotra. Nieszczęśliwy! Ale pocóż fałszował weksel? Czuje, że sama nigdyby tego nie zrobiła! To młode pokolenie strasznie zepsute. Za jej czasów o takich rzeczach mowy nie było, Czy też mąż pośle mu cośkolwiek? Stary strasznie zawzięty — ciężko zapracowany grosz szanować umie — i ma racyę! Któżby im dał, żeby swego nie mieli! Jednocześnie przychodzi jej na myśl dzisiejszy smaczny obiad: kiwa głową potwierdzająco.
— Tak, stary ma słuszność. A jednak, żeby miała pieniądze, posłałaby mu choć kilka rubli! Cała fortuna dostanie się temu... lisowi. Mówią, że ojciec, przepisał już kamienicę na jego imię; lęka się, że w razie śmierci tamten o swoją część dopominać się zacznie! Ona nie rozumie interesów, męża o nie pytać nie śmie; sądzi jednak, że to wielka krzywda dla tamtego. Listu sama nie odda, położy go tak, że stary musi zobaczyć i przeczytać, ma bowiem zwyczaj oglądać wszystkie zapisane papiery.
W jadalni tymczasem obiad oczekiwał; o kilka zaledwie kroków od stołu na mahoniowej komodzie przykrytej czarną ceratą, leżał list zaadresowany zamaszystem, bardzo czytelnem pismem; koperta, otwarta z boku, była średniej wielkości, na czarnej ceracie dawała się spostrzedz zdaleka! Turska chodziła koło stołu: trochę zasapana, niespokojna,