Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/120

Ta strona została przepisana.

zdziecinniał już trochę pod starość, myśli, że w innem mieszkaniu żyć nie potrafi.
— Nigdy! — wyszeptał raz jeszcze staruszek.
— Eh, to już prawdziwa waryacya! — zawołał Julek w najwyższem zniecierpliwieniu. A ja mówię, że za trzy dni już tu nie będziemy. Nie będziemy — i basta!
Schwycił kapelusz i wybiegł, zapowiedziawszy, że idzie szukać mieszkania, że za trzy dni muszą stąd ustąpić! Milczenie ujca rozdrażniło go ostatecznie. O mało nie powtórzył raz jeszcze, że jest co najmniej dziwakiem, ba, waryatem nawet! Niechce zrozumieć interesu, a tylko jak chiński manekin głową kręci, szepleniąc idyotyczne: nigdy! Ktoby się tego spodziewał! taki zdaje się trzeźwy i rozsądny człowiek! Był w zupełności przekonanym, że ojciec co najmniej... zdziecinniał.
Stary tymczasem powstał z krzesła i suwając nogami powlókł się do swego pokoju. Ponuro tu było, ciemno prawie od starych ścian, od zielonych gałązek zasłaniających okno; ale staremu jak najmniej teraz chodziło o światło. Usiadł w najciemniejszym kącie na sofie, głowę oparł o ścianę, przymknął oczy. W takiej pozycyi znalazła go żona, gdy w kilka godzin później weszła z lampą do jego pokoju. Z początku sądziła, że wyszedł, gdyż ciemno tu było i cicho, lekki wiatr tylko poruszał papiery złożone na otwartem oknie. Zbliżyła się do sofy. Stary siedział z głową odrzuconą na poręcz, z rękami na kolanach, oddychał cichutko.
— Stasiu! — szepnęła przerażona skostniałym wyrazem jego twarzy — Stasiu czy śpisz?
Wyprostował się, oczy otworzył szeroko, straszne czerwone oczy, w których myśl już zgasła bez śladu.
— A co? pora już? — krzyknął, i zadrżał przerażony własnym głosem! Idę już, natychmiast... tak! trzy dni... tylko! Poczekajcie... minutę jeszcze... jedną minutę... Nie,