Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/134

Ta strona została przepisana.

ciepłym zwyczajem! Przypuszczając zatem, że może te dwa białe kawałeczki tak dalece irytują wykwintną damę, oburzył się w duszy:
— No, coûte que coûte, ale już tego ustępstwa nie zrobię! Poprawił watę nieznacznie, i, orzeźwiony silnem postanowieniem oporu, grał dalej, nie podnosząc oczu na prezesowę. Gdy po skończonym robrze oświadczyła, że dalej grać nie będzie, p. radca pokiwał głową smutnie. Przeczuwał, że coś złego się święci. Prezesowa przechadzała się po salonie; nozdrza drgały, w oczach błyszczał gorączkowy niepokój; parę razy zatrzymała się przed córkę, ale obie nie śmiały, czy nie chciały spojrzeć sobie w oczy; rozchodziły się w przeciwne strony, nie rzekłszy ani słowa.
Oh, ta córka! Ile trudu, kosztów, niepokoju, ile męczących zabiegów poniosła dla niej od kolebki aż do tej chwili! To ładne djable miało wiele zadatków, żeby zostać sawantką, to jest — awanturnicą! Prezesowa dziś jeszcze wzdraga się na wspomnienie tej cichej, skrytej walki, jaką musiała staczać z upartą dziewczyną, w której coraz silniej objawiała się chęć do poważniejszej nauki, do lekceważenia wykwintną, elegancką stroną życia. Strach, zgroza, oburzenie ogarniało ją, patrząc jak pod wpływem owej „poważnej nauki“, ładne dziewczę traciło wrodzoną sobie trzpiotowatą zalotność, wobec której prawdziwi znawcy przymiotów kobiecych zawczasu już cmokali językiem, powtarzając: „Oh, to będzie z czasem... różyczka? No, jeszcze żeby była szpetną!... Cóż robić, niech ginie! Bóg tam upośledził ją widocznie! Ale ta, ta najładniejsza z jej córek... Stworzona na królowę salonów... ta miałaby psuć sobie karyerę dla jakiejś głupiej egzaltacyi! Oh! ona tak starannie oddalała od niej wszystko, co mogło ją uczynić egzaltowaną, tyle świetnych, błyszczących przymiotów rozwinęła umiejętnem kierownictwem! Pomimo to, zostało coś w tej przewróconej niegdyś głowie, zostało! Zatarła ręce, aż palce łusnęły. A wszystko zawdzięcza temu nędzarzowi,