Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/14

Ta strona została przepisana.

wet spojrzeć; nachylony nad skórzanym workiem układał zwolna pędzle i inne przyrządy.
— Hm, jeżeli przytem wytrwałość się znajdzie — przemówił staruszek; tak, wytrwałość przedewszystkiem!
Wykrzywił się złośliwie, a przymrużywszy oczy, patrzał z niedowierzaniem na młodzieńca.
— Iluż to ja takich, a może i zdolniejszych nawet spotykałem, tu, w tej samej galeryi! Zapowiadali genialne talenty, rwali się niby do pracy! I gdzież są ci nasi niedoszli geniusze! Che, che, rozpłynęli się w obłokach zarozumiałości, albo zrejterowali przed trudnościami. Tak, brak wytrwałości paraliżuje w nas wszystkie, nawet olbrzymie talenty! Marnujemy...
Malarz spojrzał na niego przez ramię.
— Czyż tylko brak wytrwałości — spytał ze złośliwą ironią.
Wnet jednak twarz przybrała ponurą powagę, odwrócił głowę i układał dalej swoje rzeczy.
Starzec zdumiony, że mu przerwano tak niespodzianie, wyprostował się, spojrzał raz jeszcze na malarza, kopię, oryginał i odszedł drobnemi kroczkami ku... Ledzie
— Pan ten obraz ma do sprzedania? — spytałem, gdy zamknąwszy worek, zwrócił się znowu do swej pracy.
Podniósł głowę; w oczach błysnęła radość, czy zdziwienie.
— Ależ tak, sprzedałbym najchętniej!
Spoglądał na mnie z niedowierzaniem.
Powierzchowność moja nie oznaczała zapewne ani znawcy, ani amatora. Już to za zbyt szczery wyraz twarzy wcale sobie wdzięczny nie jestem.
— Kupiłbym chętnie ten pejzaż — rzekłem nadrabiając miną!
— A jabym sprzedał jeszcze chętniej. Pan długo tu zabawi? — zapytał po chwilowym namyśle.
— Jutro muszę wyjechać.