Zakrył twarz rękami, jakby się lękał wyczytać odpowiedź w jej oczach.
Oh! jakże strasznie egoistycznym wydał się jej w tej chwili. Jaki był stary, brzydki, bez serca! Oh! jakże nierozsądną była dawniej, pragnąc w dziecinnej prostocie, mieć męża rozumnego! Dziś wolałaby takiego, coby łatwiej zrozumiał jej młodą duszę, coby ją znał taką, jaką jest, nie zaś taką, jaką być powinna!
— Cha, cha, więc rozejdziemy się! zawołała z niezwykłą samowolą. Mnie talent wystarczy, a ty... w życiu twojem tak mało zajmowałam miejsca, że po kilku dniach potrafisz o mnie zapomnieć.
Odkrył twarz, wyciągnął ku niej obie ręce:
— Odwołaj, coś powiedziała! wyszeptał. Odwołaj!
Zapomnijmy o tej strasznej chwili! Nie umiem wykazać, czam jesteś dla mnie, ale powinnaś to odczuć... Masz serce!
Stała przed nim zmieszana, nie śmiejąc podnieść oczu.
— Chociażbym mógł zatrzymać cię... nie uczynię tego bez twojej zgody, mówił dalej, zrobię jak zechcesz, ale odchodząc, zabierzesz z sobą jedyne ciepłe szczęście, jakie mi w życiu zabłysło, zabierzesz wszystko, co mnie wiąże do świata... Czy odejdziesz?...
— Odejdę! wyszeptała bezmyślnie.
Ile razy później przypominała sobie tę chwilę, nie umiała zdać sprawy, dlaczego powiedziała „tak“, kiedy mogła z równąż nieświadomością „nie“ odpowiedzieć.
— Przeznaczenie! mawiała w pierwszych latach, kiedy odurzona powodzeniem, chwilę tę uważała jako tryumf nad własną słabością, akt woli, który jej arenę sławy otworzył.
— Szaloną byłam! przyznawała w duszy, gdy blask przesycił, laury spowszedniały, gdy rozum i serce zmężniały w ciągłem obcowaniu z ludźmi, w ciągłej szemierce o zwycięztwo, opłacane nieraz rozczarowaniem. Co wystarczało dzieweczce, nie mogło wystarczyć kobiecie; myśl coraz
Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/147
Ta strona została przepisana.