jakimś uśmiechem. Nie lubię, kiedy one milczą i uśmiechają się, zawsze przychodzi mi na myśl, że podrwiwają z nas trochę, naturalnie w takich razach, kiedy my z nich nie drwimy. Ja zaś dotąd traktuje ją jak najpoważniej w świecie, chciałbym, żeby ze mną była trochę szczersza. Przez oszczędność nie zrobi sobie może ani jednej sukni; byłoby to arcy-głupstwo. Z zasady stronię od przeszłorocznej mody, tym razem chyba będę zmuszony wyrzec się zasad. Zbyt może nalegająco prosiłem, żeby nie zmieniała zamiaru. Gdy napomknąłem, że wszelkie przygotowania na jej przyjęcie są już zrobione, zmieszała się widocznie, upraszała, żeby nie ponosić żadnych kosztów, zesztywniała nawet trochę; pomimo to nie broniła swej ręki, gdy kilkakrotnie pocałowałem na pożegnanie. Nie wątpię, że zasady strzegły ją dotąd jak smoki zaczarowaną księżniczkę. Wszystkie księżniczki wdzięczne były rycerzom, którzy potrafili zwyciężyć smoków. W każdym razie czekam jej; willa moja wygląda jak maurytańska kapliczka na tureckim cmentarzu: cała w kolumnach, obrosła winem, biała, lekka, ale głucha i pusta jak kaplica! Nawet Medor nie lubi tu szczekać, gdyż echo pustych pokojów zbyt natarczywie go przedrzeźnia. Ona wniesie duszę, ruch, wdzięk, przeczuwam, że będę miał rozkoszny sezon w tym roku! Moja ładna lokatorka wzbudzi ogólną zazdrość. Ja zaś nikomu zazdrościć nie będę!
∗
∗ ∗ |
W Czerwcu. Nudy straszne. Chorzy mają tę rozrywkę przynajmniej, że mogą potnieć w wannach i pić wodę: zdrowi muszą zadawalniać się swojem zdrowiem. Nie umiem smoktać bawara kilka godzin z rzędu; w bilard gram słabo, do kart czuję wstręt nieprzezwyciężony; tańce śmieszyły mię już wówczas, kiedy jeździłem oklep na kiju; skazany tedy jestem na samotność wśród cywilizowanego towarzystwa. Daleko zgodniej żyję z dzikiemi. Przeróżne ptactwo