Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/192

Ta strona została przepisana.

Nastka biedna, matkę starą ma i nic więcej. Namyślał się, a tymczasem stronił od niej, jakby się chciał przekonać, czy bez tej dziewczyny żyć potrafi. Wieczorami nie wychodził na ulicę, wracając z sochą przez wieś, spuszczał głowę, żeby przypadkiem nie spotkać strwożonych, szeroko otwartych oczu Nastki! Chłopcy i dziewczęta wołają go czasami na kiermasz, albo na orzechy do lasu:
— A idźcie na złamanie karku! odburknie i powlecze się leniwym krokiem do domu. W chacie wszyscy go namawiają, żeby przysłał swaty, bo mu dziewkę schwycą z podnosa, a drugiej takiej w całej okolicy niema! Zgodził się wreszcie, zrobili zaręczyny. Nastka mało nie ryknęła z żalu, ujrzawszy, że do ślubu jechał w jej czerwonym szaliku!
Kiedy w kilka dni po weselu wieźli wyprawę panny młodej, cała wieś wysypała się na ulicę. Na wozie stała skrzynia malowana z nowym zamkiem. Ogromny kosz z kurami, w chustce związany kożuch i siermięga, za wozem postępował wieprz, potrząsając uszami i dwie krowy, jedna ryża, druga czarna. Sąsiedzi spoglądali, dziwili się i zazdrościli po trochu; a w chacie Michała aż ciasno się zrobiło od tylu bogactw na raz!
Wprawdzie, niewiele trzeba było, żeby tę chatę przepełnić ostatecznie! W izbie o dwóch okienkach, zajętej do połowy ogromnym piecem, mieściła się cała rodzina złożona z trzech mężczyzn, trzech kobiet i kilkorga dzieci; podczas silnych mrozów przyprowadzano tu jeszcze cielęta i jagnięta nowonarodzone, dla których w obórce zbyt było chłodno. A ileż to owadów i pasożytów roiło się w tej izbie! Całe zastępy prusaków oblegały komin, wyglądały z każdej szczeliny, opadały lada kęs chleba, położony na półce pod sufitem; w nocy gromadziły się na stole, w garnkach, w misach, ale najchętniej zaglądały do kolebki i wciskały się do uszu, do noska uśpionego maleństwa; dzieciak rzucał się, kwilił...